Dagmara i Andrzej
W poszukiwaniu neapolitańskiej pizzy…
Łajfi i Hasbi. Słyszeliśmy już wiele zwrotów świeżo upieczonych małżonków do siebie ale ten rozbroił nas totalnie. Dagmarę i Andrzeja nie sposób opisać w jednym zdaniu, ba na całej stronie braknie miejsca więc napiszemy tylko jedno… Olaboga, istne szaleństwo!
Wesele w Przemyślu – więc z samego rana Lucky (nasza psina) odstawiony do swojego Psiltona, samochód zalany do pełna, znajoma Pani Orlenowa już grzeje nasze tradycyjne hot-dogi i jesteśmy gotowi do drogi. Dom Pani Młodej jak się okazało stał niemal na granicy z Ukrainą i panowie strażnicy już bacznie wyglądali co to im tam gdzieś w oddali lata 🚁
A w międzyczasie Dagmara i Andrzej podczas przygotowań czytali napisane do siebie listy. Ech, piękne są takie przygotowania, bez pośpiechu i wszechogarniającej gonitwy. Oliwkowy garnitur (boski!), jaguar (cabrio), piękny bukiet i nie było mowy, żeby Dagmara nie dała się zabrać na ostatnią przejażdżkę w roli panny. W otoczeniu strojów ludowych, szpaleru druhen i drużbów, najbliższej rodziny i ogromu przyjaciół stanęli w końcu na ślubnym kobiercu.
Wesele odbywające się w promieniach zachodzącego słońca na terenie Parku Zamkowego w Dubiecku tylko podsyciło nasze apetyty na niesamowity materiał filmowy. A jakże! Dagmara i Andrzej mieli jeszcze chrapkę na małą sesję w Neapolu. A raczej w przepięknych okolicach Wezuwiusza.
W dniu wylotu, po przyjeździe na lotnisko nasze serca niemal zamarły. W nocy nastały takie mgły, że lotnisko stanęło. Dosłownie. Na całej tablicy odlotów niemal od góry do dołu informację o lotach opóźnionych a co gorsza nawet odwołanych. Jeden jedyny lot EasyJeta ma odlecieć o czasie… Tak, ma się to szczęście J Zostawiamy mglistą i mroźną aurę Krakowskich Balic i przenosimy się do włoskiego ciepełka. Taki listopad to rozumiemy! Bagaże odebrane, auto wypożyczone, uśmiechnięty od ucha do ucha Andrzej bo Jeep Renegade śmiga aż miło.
Pierwszy cel wyspa Procida – piękne, malownicze miejsce, a jak się chwilę później okazało także z historią ślubną. W chwili gdy Dada i Andrzej pozowali na tarasie zabytkowego kościoła dowiedzieliśmy się, że dokładnie w ten weekend obchodzona jest rocznica zawarcia pierwszego ślubu cywilnego na wyspie; świetne tło pod romantyczny klimat zdjęć.
Następnego dnia od świtu polowaliśmy na słoneczko, które było dość kapryśne, ale ostatecznie okazało się dla nas łaskawe Odzyskawszy naszego Renegade’a ruszyliśmy do Ravello, uroczego, maleńkiego miasteczka, w którym czekała na nas niespodzianka. Zaraz po zaparkowaniu Adam pobiegł na zwiady i przybiegł uśmiechnięty od ucha do ucha, z informacją, że na ryneczku stoi cudny retro skuter. Kto był na weselu ten wie, że Daga właśnie skuter dostała w prezencie ślubnym od Andrzeja. Pozostało tylko pytanie – jak go odpalić? Tu znowu dopisało nam szczęście, bo przemiły właściciel kawiarni bez oporu dał nam kluczyki i życzył szerokiej drogi. Włosi uwielbiają szalone pomysły i zawsze wspierają zakochanych. Nocą rzuciliśmy tylko okiem na Amalfi, żeby rano mieć siły na Positiano. Raj dla artystów ceniących estetykę i piękno barw, miejsce przepiękne, cudne, niesamowite… nie ma słów, które mogą opisać „urok” tego miejsca, my z pewnością do niego wrócimy z kamerą lub bez tak po prostu napić się kawy i do tego wszystkiego te fale….
Na koniec naszej przygody wróciliśmy do Neapolu, gdzie chcąc uczcić zakończenie zdjęć wybraliśmy się w poszukiwaniu pizzy z ludzikiem. Po godzinie marszu i skonsumowaniu winka (z kartonu – a jakże!) dotarliśmy na miejsce gdzie czekała już na nas pyszna neapolitańska pizza.
Czekajcie, napisaliśmy… na zakończenie zdjęć? nie przy Dadze, Andrzeju i Adamie, który wymyślił, że jeszcze rano przed wylotem można skoczyć na pobliską plażę złapać parę ostatnich kadrów. Tak też się stało, choć potem mieliśmy lekkie obawy czy zdążymy na lot dziś możecie zobaczyć efekty naszej pracy, więc jak widać zdążyliśmy
Dago, Adrzeju, Łajfi i Hasbi dziękujemy Wam za tą niezwykłą przygodę i życzymy sobie więcej tak pozytywnie zakręconych i tak mocno zakochanych w sobie par